Inwestorzy na całym świecie mogli w piątek wieczorem odetchnąć z ulgą. Największe europejskie banki, zgodnie z oczekiwaniami rynków, przeszły testy ich odporności na pogorszenie koniunktury. Tak zwanych stress-testów nie zdało jedynie pięć regionalnych banków z Hiszpanii, jeden bank z Grecji oraz kontrolowany przez niemiecki rząd Hypo Real Estate.
Prawda jest jednak taka, że inaczej być nie mogło. Przeprowadzający testy regulatorzy ustawili reguły gry tak, by z jednej strony nie załamać europejskiego systemu bankowego przez napiętnowanie zbyt wielu instytucji, a z drugiej, by znaleźć kilka czarnych owiec. Bez tego ograniczonego do minimum ostracyzmu i tak niska wiara rynków w sensowność całej operacji sięgnęłaby dna.
Co ciekawe, stress-testy nie dały natychmiastowych efektów, jakich mogliby sobie życzyć politycy, którzy je zlecili: bezpośrednio po publikacji ich wyników euro osłabiło się wobec dolara.
I tak minęło wydarzenie, którym rynki ekscytowały się od tygodni. A w przyszłym tygodniu czekają nas kolejne stresy, tym razem związane ze Stanami Zjednoczonymi. Po serii kiepskich danych z różnych sektorów tamtejszej gospodarki, rynki poznają najświeższe informacje o PKB USA. Inwestorzy znowu nie będą mieli lekko.
piątek, 23 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz