sobota, 17 lipca 2010

Wiecznie wkurzające PKP

Drugi weekend z rzędu korzystam z usług naszego kolejowego monopolisty, PKP. I drugi raz z rzędu wkurzam się, bo płacę jak za zboże, a pociąg się spóźnia. Zamiast dojechać do Gdańska przed pierwszą w nocy, do celu dotrę po drugiej. Jeśli nic złego już siebie wydarzy, that is.

Oczywiście wpływ na tę sytuację mam żaden, co wywołuje u mnie dyktowaną bezsilnością irytację, dzieloną zresztą z większością współpasażerów. Z drugiej jednak strony, jestem tej bezsilności w pełni świadomy, więc zgodnie z niezwykle mądrą maksymą o unikaniu denerwowania się sprawami dziejącymi się poza nami, staram się zachować spokój.

Pomagają mi w tym:
- miejsce przy oknie;
- działającą w pociągu klima (serio!);
- Miles Davis w słuchawkach;
- Ludwik Stomma (Skandale polskie) plus the Economist, FT i IHT przed nosem.

Czy w takim układzie wolno mi w ogóle narzekać? Po chwili zastanowienia odpowiadam, że tak. Bo mógłbym (powinienem) cieszyć się tymi samymi rzeczami w pociągu, który dowozi mnie na czas i w którym mogę rozprostować nogi. Czy wymagam zbyt wiele?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz